niedziela, 5 kwietnia 2015

rozdział 1

„Obejmuje cię ból i smutek gdy bliskie ci osoby umierają i uświadamiasz sobie, że już ich więcej nie zobaczysz”

- Córeczko pośpiesz się! – usłyszałam krzyk mamy dobiegający z salonu.

- Idę – chwyciłam bluzę, plecak wypełniony książkami do szkoły i wyszłam z pokoju – możemy iść – gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi samochodu tata ruszył w kierunku szkoły. Był ostatni dzień nauki. Jeszcze tylko jutro rozdanie świadectw i dwa miesiące wolnego a potem do nowej szkoły – gimnazjum.

- Powinniśmy być w domu jak wrócisz – uśmiechnęłam się. Rodzice rzadko wcześnie wracali. Ciężko pracowali. Rozumiałam to i nigdy nie robiłam im z tego powodu problemu. Żyłam na zupach odgrzewanych w mikrofalówce ale było mi z tym dobrze. Wiedziałam, że mocno mnie kochają. Każdą wolną chwilę spędzaliśmy razem. Tata zabierał mnie do kina na swoje ulubione filmy. Mama woziła na lekcje siatkówki. Bez względu na wszystko pojawiali się na każdym moim występie. Często myślałam, że ich zawiodłam. Uczyłam się dobrze ale zamiast planować wybrać się na medycynę jak oni planowałam iść do Juilliard na wydział muzyczny. Zawsze jasno mówiłam „zostanę sławną wiolonczelistką”. Gdy pytali o plan awaryjny brzmiał „siatkarka w krajowej reprezentacji”. Nie był ze mnie aniołek. Potrafiłam dać rodzicom czadu ale oni zawsze cierpliwie to znosili. Za nim się obejrzałam dojechaliśmy pod szkołę.

- Kocham was – powiedziałam i wysiadłam.  

- My ciebie też – usłyszałam za nim zamknęłam drzwi.
Po skończonych lekcjach wsiadłam w autobus i pojechałam do domu. Nacisnęłam klamkę ale drzwi były zamknięte. Dziwne, rodzice mieli być. Wyjęłam klucze z plecaka i weszłam do  środka. Było pusto i cicho. Gdy siedziałam przed telewizorem a zaczynała dobiegać 17 zaczęłam się martwić. Próbowałam się dodzwonić do rodziców ale mieli wyłączone telefony. Miałam ponownie sięgnąć po komórkę gdy zadzwonił dzwonek do drzwi.

- Dzień dobry – przede mną stało dwóch policjantów. Przecież nic nie zrobiłam.

- Rodziców nie ma – odrzekłam niepewnie. Po moich słowach oboje spuścili głowy.

- Wiemy. Możemy wejść? – przesunęłam się i niepewna wypuściłam ich do środka.

- Co się stało? – niecierpliwiłam się gdy stali i milczeli dłuższą chwilę.

- Twoi rodzice brali udział w wypadku samochodowym i nie przeżyli – myślałam, że to jakiś żart więc milczałam ale gdy żaden z policjantów się nie odezwał dotarło do mnie, że to prawda. W jednej chwili zrozumiałam, że nigdy więcej nie zobaczę rodziców, nie przytulę ich, nie powiem im dobranoc. Byłam zdruzgotana, przerażona, wściekła. Gdy poczułam łzy w oczach przypomniałam sobie słowa taty, które zawsze powtarzał „musisz być dzielna” i wytarłam łzę, która zdążyła już spłynąć po moim policzku.

- Co teraz? – zapytałam jakby ci ludzie nie powiedzieli mi przed chwilą, że straciłam rodziców. Spojrzeli na mnie zdziwieni.

- Musimy zabrać cię do domu dziecka. Pomożemy ci spakować rzeczy – no tak, nie miałam żadnych krewnych którzy mogliby się mną zająć.

- A co z domem?

- Zostanie sprzedany i po zapłaceniu wszystkich rachunków reszta pieniędzy zostanie odłożona na konto z którego gdy skończysz 18 lat będziesz mogła je zabrać – pokiwałam głową i ruszyłam na górę po swoje rzeczy – co mamy spakować? – zapytał wyższy z policjantów.

- Wszystkie ubrania – przyniosłam walizki i torby z garderoby rodziców. Ja zajęłam się pakowaniem książek, zeszytów i wszystkich moich rzeczy które miałam w szufladach komód i na półkach do toreb. Gdy policjanci poszli zanieść większość rzeczy do auta ja znów pobiegłam do sypialni rodziców z ostatnią wolną torbą w ręce. Wygrzebałam z szafy sukienkę ślubną mojej mamy którą tak obie uwielbiałyśmy i wpakowałam do torby. Następną rzeczą był jej ulubiony czarny sweter, rękawiczki, szalik i czapka. Z rzeczy taty zabrałam kilka za dużych koszulek. Nie mogłam pozwolić zabrać im wszystkich rzeczy. Spojrzałam na sypialnie rodziców i wróciłam do siebie. Do miejsca, którego już nigdy nie będę mogła nazwać moim pokojem. Rozejrzałam się. Zrobiło mi się przykro i kolejna pojedyncza łza ściekła na podłogę. W momencie gdy kończyłam chować gitarę i wiolonczelę do pokrowca w progu stanęli policjanci.
- Co to? - spytał jeden.
- Instrumenty - odpowiedziałam oschle.
- Chodźmy - chcieli wziąć ode mnie pokrowce ale im nie pozwoliłam. Wzięli więc torbę i wyszli a ja ruszyłam za nimi.
- Gitara i wiolonczela - powiedziałam gdy pakowałam je do bagażnika policyjnego wozu. Traktowałam te dwa instrumenty jak skarby wrzechświata. Mężczyźni stali i czekali aż wsiądę  do auta. Odwróciłam się, spojrzałam ostatni raz na dom i milcząc wsiadłam do samochodu. Jedyny z domów dziecka w Mullingar znajdował się na drugim końcu miasta. Po półgodzinie byliśmy na miejscu. Moim oczom ukazał się duży budynek z czerwonej cegły. Poczułam dreszcze. Policjanci wysiedli więc zrobiłam to samo.
- Witaj Lily – usłyszałam kobiecy głos za plecami. Odwróciłam się lecz nie odpowiedziałam - jestem Amber Bowel, dyrektorka – uśmiechnęła się. Miała około 50 lat – chodź – ona ruszyła do przodu a ja dalej stałam w miejscu.
- Proszę – policjant podał mi gitarę i wiolonczele. Wzięłam instrumenty i dopiero poszłam za kobietą. Pchnęła wielkie drzwi a moim oczom ukazał się długi i szeroki korytarz. Na ścianach wisiały stare malowidła – tu jest świetlica – wskazała na drzwi po lewej – a tu biblioteka – uśmiechnęłam się lekko. Kochałam czytać – twój pokój jest na górze – wdrapałyśmy się na drugie piętro – w lewym skrzydle są sypialnie chłopców ale nie wolno wam tam chodzić – skręciła w lewo i zatrzymała się przed drzwiami z numerem 188 – to tu – nacisnęłam na klamkę i pchnęłam drzwi. Ujrzałam dwa łóżka między półkami i szafkami.

- Łóżko przy oknie jest twoje – podeszłam do niego i odwróciłam się w stronę kobiety.
- Mogę zostać sama? – wraz z wypowiedzeniem tych słów dotarło do mnie, że przecież jestem sama.
- Kolacja jest o 18:30 – powiedziała i wyszła. Oparłam futerały z instrumentami o parapet i siadłam na podłodze. W końcu pozwoliłam łzom płynąć swobodnie po twarzy. Tak bardzo chciałam cofnąć czas. Czemu oni umarli a ja nadal żyję? Słyszałam jak ktoś wchodzi do pokoju. Po chwili przed moimi stopami pojawiły się torby z moimi rzeczami a chwilę później usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi. Krzyknęłam i podciągnęłam kolana pod brodę. Czułam jak moje życie traci sens i rozpada się małe kawałeczki. Nie wiedziałam co będzie dalej, jak się wszystko potoczy. Położyłam się na łóżko i zamknęłam oczy. Nie zamierzałam zejść na kolację. Wspominałam wszystkie chwile z rodzicami i czułam jak wzbierają mi się w oczach nowe  łzy. Nie zatrzymywałam ich.
__________________________________________________________________________________________

Oto pierwszy rozdział. Wiem, trochę długo nic tu nie było. Przepraszam. Najzwyczajniej w świecie straciłam wenę i ochotę do pisania. Mam nadzieję, że mimo wszystko ktoś z Was będzie tu od czasu do czasu zaglądał. Przysięgam, że 2 rozdział pojawi się w środę :)

1 komentarz:

  1. Zostałaś nominowana do Liebster Adward, więcej informacji u mnie http://disney--fantasy.blogspot.com/ w zakładce Liebster Adward

    OdpowiedzUsuń