środa, 8 kwietnia 2015

rozdział 2

Po każdym dniu trzeba postawić kropkę, odwrócić kartkę i zaczynać na nowo.”
Obudził mnie trzask drzwi. Spojrzałam w tamtą stronę i ujrzałam Bonnie z mojej klasy. Zdziwiłam się.
- Przepraszam nie chciałam cię obudzić.
- Bonnie, co ty tu robisz? – spytałam oschle.  Od kąt poznałyśmy się w szkole, zamieniłyśmy ze sobą tylko kilka słów.
- Mieszkam – spuściła głowę – jestem twoją współlokatorką. Przykro mi z powodu twoich rodziców – nie widziałam jej wczoraj co znaczy, że musiałam zasnąć ze zmęczenia. Pokiwałam głową – chodź na śniadanie – podniosłam się – poczekać na ciebie?
- Jakbyś mogła, nie wiem gdzie co jest – wczoraj dyrektorka mnie oprowadzała ale nie skupiałam się nad jej słowami.
- Dobrze – ruszyłam do łazienki zabierając ze sobą rzeczy na zmianę. Stanęłam przed niewielkim lustrem. Miałam lekko spuchnięte oczy i cienie pod oczami. Dzisiaj zakończenie roku. Nie wiem co jest gorsze iść do szkoły i być obiektem rozmów po pewnie wszyscy o wszystkim już wiedzą czy zostać TU gdzie wszystko mi przypomina o najgorszym. Myjąc zęby myślałam co powinnam zrobić. Postanowiłam iść do szkoły, zawieść świadectwo do gimnazjum, które wybrałam, później pójdę na lekcje wiolonczeli i gitary. Przebrałam się w białą, koronkową sukienkę sięgającą do połowy ud, włosy związałam w ciasnego koka. Spojrzałam w lustro. Normalnie to mama by mnie uczesała a tata odwiózł do szkoły, później zabrał na lekcje muzyki a na koniec do naszej ulubionej cukierni na pączki z budyniem ale w moim słowniku słowo NORMALNIE już nie istnieje. Łza spłynęła po moim policzku. Otarłam ją i wyszłam z łazienki.- Możemy iść – powiedziałam do Bonnie siedzącej na swoim łóżku.
- To chodźmy, dzisiaj zaczynają się wakacje – uśmiechnęła się. NORMALNIE też bym się cieszyła – przepraszam – powiedziała widząc mój krzywy uśmiech i wilgotne oczy.
- Nie szkodzi – skłamałam – co się stało z twoimi rodzicami? - zapytałam bez ogródek.
- Tata zginął na misji a mama dwa lata temu umarła na raka – patrzyła w ziemię.
- Przykro mi – pokiwała głową. Czułam, że kłamie. 
- Wiesz, na początku to miejsce wydaje się straszne ale tylko dlatego, że przeszłość bardzo boli. Fakt, nigdy nie zapomnisz tego co cię spotkało ale z czasem to boli coraz mnie i jest lepiej – nic nie odpowiedziałam. Wiedziałam, że stara się mnie pocieszyć więc nie chciałam przez przypadek powiedzieć czegoś niemiłego. Wolałam milczeć. Zeszłyśmy na dół i weszłyśmy do pierwszego pomieszczenia po lewej – stołówki. Okazała się ona dużym pomieszczeniem o kremowych ścianach i ciemnej, drewnianej podłodze. Wszyscy siedzieli już na swoich miejscach. Tylko jeden stół był wolny. Zauważyłam, że wszyscy się na mnie gapią. 
- Chyba nie jestem głodna – wycofałam się na korytarz. Czułam się jak małe, zagubione dziecko.
- Jesteś nowa więc się tobą interesują ale to minie – Bonnie stanęła przede mną – zjemy i jedziemy do szkoły – pokiwałam głową więc dziewczyna odwróciła się i weszła ponownie do jadalni. Gdy wszyscy znów się na mnie popatrzyli, chwyciłam ją za rękę. Pomyślałam, że mnie wyśmieje i chciałam ją zabrać ale ona ścisnęła ją mocniej i się uśmiechnęła. Siadłyśmy przy stole. W chwili gdy mężczyźni ubrani jak kelnerzy zaczęli nosić jedzenie, dosiadł się do nas wysoki, chudy chłopak. Miał brązowe włosy, prawie czarne oczy i kolczyka w uchu. Był od nas starszy. Mimo czterech wolnych krzeseł wybrał to koło mnie. Halo, nie na darmo przytuliłam się do ściany pod oknem. Wkurzył mnie tym.
- Jak tam małe? -  spojrzałam na niego groźnie na co on się zaśmiał. 
- Kim on jest Bo? - spojrzała na mnie dziwnie a ja zorientowałam się, że nikt nie zdrabnia jej imienia. Zaniepokoiłam się ale po chwili dziewczyna się uśmiechnęła. 
- Podoba mi się - chłopak wydał z siebie gardłowy śmiech. 
- Każdej się podobam. No bo kto by mnie nie chciał? - Bo tylko przewróciła oczami. 
- No chyba nie każdej. Ja na pewno nie będę do ciebie wzdychać i trzepotać rzęsami. To nie było o tobie - powiedziałam patrząc mu w oczy. Przebiegł przez nie cień zdziwienia i gniewu lecz po chwili uznania. 
- Pyskata, już cię lubię - puścił mi oczko - Bonnie skąd ty ją wytrzasnęłaś?
- Chodzi ze mną do klasy - spojrzała na mnie - Lily to jest Alec. Ma 15 lat, chamski, pewny siebie, egoista ale nie jest groźny. Mimo wszystko nie zadawaj się z nim - chłopak udał oburzonego a Bo wystawiła mu język - a tak na poważnie to chodzi do gimnazjum chyba tam gdzie ty chcesz iść, zabawny, jest dla mnie jak brat - Alec wysłał jej buziaka w powietrzu. 
- Miło cię poznać Lily - podał mi rękę a ja odwzajemniłam uścisk. 
- Powiedziała bym to samo ale nie będę kłamać - powiedziałam już dla żartu. 
- Uwielbiam ją. Jedziemy razem do szkoły? - Bo spojrzała na mnie a ja pokiwałam głową. 
- Jasne - jeden z mężczyzn postawił przede mną talerz z chlebem i jajecznicą a obok szklankę herbaty. Wzięłam widelec i bez apetytu mieszałam nim po talerzu. 
- Ej, jedz jest naprawdę dobre - spojrzałam na Aleca a ten napchał do buzi jajka i pokazał kciuk w górę. Zaufałam mu i spróbowałam. 
- Mmm - wybełkotałam z pełną buzią i powtórzyłam jego gest. Miał rację, tak dobrej jajecznicy jeszcze nie jadłam. Resztę posiłku zjedliśmy w ciszy. Zorientowałam się, że ludzie przestali się już na mnie patrzeć. Ucieszyłam się. 
- Zaraz wracam księżniczki - chłopak przeciskał się między stołami i było słychać pomruki niezadowolenia innych dzieciaków, które musiały się przesuwać by go przepuścić. Dotarł do długiego stołu pod ścianą na, którym stały stosy chyba kanapek z kartkami obok. Zastanawiał się chwilę po czym chwycił pakunki i zaczął ponowną wędrówkę. Po chwili znów siedział obok mnie. Podał Bonnie woreczek z dwoma kanapkami. 
- Wiesz, że nienawidzę serka ziołowego - zrobiła wściekła minę. Alec się zaśmiał i podał jej inny woreczek. 
- A z dżemem mogą być? - Bo się uśmiechnęła. 
- Mam nadzieję, że lubisz ser żółty - pokiwałam głową i dostałam taki sam woreczek jak dziewczyna. Spojrzałam na nich pytająco. 
- Rano na stole układają stosy kanapek a obok kartki z czym są. To nasze drugie śniadanie - wyjaśniła Ruda. 
- Ej, dziewczyny musimy już iść bo się spóźnimy. Za 10 minut przy furtce - nie czekając na odpowiedź, zostawił nas i zniknął za dużymi drzwiami. 
- Chodź - Bo wstała więc poszłam w jej ślady. Ruszyłyśmy biegiem do naszego pokoju. Zauważyłam, że już poczułam się częścią tego miejsca. Przebrałyśmy buty, wzięłyśmy torby i instrumenty. Wyszłyśmy z pokoju i skierowałyśmy się do głównego holu. Bo prowadziła bo ja dalej nie umiałam się tu odnaleźć. Nie poszłyśmy do drzwi, którymi wczoraj weszłam ale w zupełnie inną stronę. Nie pytałam tylko dałam się prowadzić. Ufałam jej. Po chwili wyszłyśmy przez dwuskrzydłowe drzwi i moim oczom ukazał się piękny widok. Żwirowa ścieżka, wielki plac trawy a za nim las. 
- Wiem, pięknie tu ale nie mamy czasu. Chwyciła mnie za rękę i pociągnęła drogą w stronę żelaznych bram. Prowadzona przez nią mogłam się rozglądać. Dostrzegłam mały strumyk, altankę i betonowe ogrodzenie dookoła czegoś co mogło być niewielkim sadem. Dotarłyśmy do bramy, która z bliska okazała się jeszcze potężniejsza. Miała na oko z 3 metry wysokości i 10 długości. Z obu stron wraz z jej końcem zaczynał się ciągnąć betonowy mur. Po chwili na drodze pojawił się Alec a zaraz po nim nadjechał czarny, masywny samochód. Za kierownicą siedział umięśniony mężczyzna w czarnym garniturze i okularach przeciwsłonecznych. 
- Wsiadaj - powiedziała Bo. Zrobiłam to bez żadnych pytań. Czułam, że gdy o coś zapytam to i tak nie otrzymam odpowiedzi a przynajmniej nie prawdziwą. Alec wziął ode mnie instrumenty i schował do bagażnika. Gdy zajął miejsce w samochodzie i zapiął pasy, auto ruszyło. Nabierałam podejrzeń, że to nie jest zwykły dom dziecka i czułam, że wkrótce poznam prawdę. 
____________________________________________________________________
Rozdział dedykuję @Karolcia1928! <3 mam nadzieję, że Ci się podobał :) xx

Cześć, cześć. Mam dla Was rozdział tak jak obiecałam. Jest krótki ale już w sobotę pojawi się kolejny. Mam nadzieję, że ten na końcu Was zaskoczył. Tak miało być. Pojawił się zaktualizowany prolog a już jutro pojawi się tu kolejny post, mianowicie "Liebster Adward". Jeśli to czytacie to dajcie znać w komentarzach. To motywuje do dalszej pracy. Wpłynęła już pierwsza prośba o informowanie o rozdziałach więc jeśli chcecie być o nich powiadamiani to dodajcie komentarz w zakładce "Informowani o rozdziałach". Dobranoc kochani i miłych tych dwóch dni szkoły. Pamiętajcie - oby do weekendu! <3 xx.

2 komentarze:

  1. Świetny rozdział! Zapowiada się być na prawdę ciekawie :D
    Czekam na next ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak to ja, musiałam wejść na twojego blogam, bo uwielbiam twoje opowiadania (szkoda, że tamto skasowałaś). Szybko rozkręciłaś akcje. Taka śmierć, Lily trafia do domu dziecka, który swoją drogą, jest bardzo ładny. Naprawde takich nie ma, a przydałyby się. Dzieci cierpią w sierocińcach. Ale wracając do twojego bloga: nie wyłapałam błędów, więc niestety nie mogę się do niczego przyczepić xD
    Świetny początek. Mam nadzieje, że rozdziały będą się często pojawiać. Życze weny i czekam na następny :D
    Edzia :*

    OdpowiedzUsuń